Fot. portal Pressmania.pl
Fot. portal Pressmania.pl
Józef Brynkus Józef Brynkus
470
BLOG

Niektórzy historycy jak sędziowie – zamiast badać dzieje chcą tworzyć… podziemie

Józef Brynkus Józef Brynkus Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Media lotem błyskawicy obiegła wiadomość tyleż sensacyjna, co absurdalna, że niektórzy polscy historycy miast badać otaczającą i mijającą rzeczywistość, chcą ją tworzyć. A właściwie chyba lepiej byłoby powiedzieć, chcą nią manipulować. Oto bowiem na 5 listopada zaangażowani w tzw. politycznie poprawną interpretację historii, niekiedy ocierająca się wprost o neomarksistowskie idee, bo nawet nie metodologie, członkowie  środowiska historyków, niemający znikąd do tego mandatu, zaplanowali zwołanie „Nadzwyczajnego Kongresu Historyków Dziejów Najnowszych”, mającego przeciwstawić się… polskiej polityce historycznej.

Czy to jakieś pomylenie z poplątaniem? Tak i nie. Owszem, prawdopodobnie niektórzy organizatorzy przedsięwzięcia pomylili role badaczy wydarzeń z działaniami ich kreatorów. Z drugiej strony jednak, to próba zawrócenia nauki historycznej, czy przynajmniej jej części zajmującej się dziejami najnowszymi, z drogi dyskursu naukowego i pracy akademickiej na trybuny wieców politycznych i ideologiczne działania w imię jedynie słusznej wizji dziejów. Zatem propozycja, która historię kieruje nie stronę warsztatu historyka, gdzie poddana zostanie fachowemu bezstronnemu oglądowi dla opisu i wskazania na pewne prawidłowości łańcucha przyczynowo-skutkowego, a na ścieżki i meandry myśli politologa, ideologa czy polityka, gdzie wykorzystana będzie dowolnie i wybiórczo dla doraźnego oddziaływania i manipulowania ideologicznego.

No tak… ale przecież to już chyba było? Wszak przez prawie półwiecze Polski Ludowej w oficjalnym obiegu mieliśmy zamiast rzetelnej nauki historycznej potężną machinę ideologicznego kształtowania wizji konieczności historycznych w imię pogodzenia się z trudnościami codzienności dla świetlanej przyszłości. Prawdziwa, zgodna z wymogami i regułami warsztatu naukowego, historia była nie tylko marginalizowana, ale skrzętnie skrywana w zaciszu katedr, instytutów oraz uczelni.

Wielkim osiągnięciem polskiej nauki po 1989 r. jest coraz bardziej udana próba powrotu do szerokiego dyskursu naukowego o naszej historii, z poszanowaniem pluralizmu stanowisk i poglądów, ale przy sprawiedliwych i równych szansach dyskutantów oraz przy coraz bardziej obiektywnej ocenie rzeczywistości. Jak widać, nie wszystkim to jednak odpowiada, nie wszyscy pogodzili się z faktem, że historyk ma być przede wszystkim badaczem minionego czasu, a nie jego recenzentem i manipulatorem dla doraźnej korzyści jakiegokolwiek układu politycznego.

Rzeczywiście z pewnym postulatem tych organizatorów nadzwyczajnego kongresu historyków dziejów najnowszych trzeba się zgodzić. Polsce potrzebna jest polityka historyczna, odkłamująca naszą historię i przekazująca ją w imię polskiej racji stanu i godności Polaków. Ale tego nie chcą zwołujący kongres, ani „wybrani” przez nich jego potencjalni uczestnicy.

Przez lata realizowana była w naszym kraju polityka interesów obcych, najczęściej kosztem interesów Polski Polaków. Dlatego najwyższy czas to zmienić. I dlatego ta zmiana budzi oczywisty sprzeciw środowisk przywykłych do wykonywania antypolskich zleceń i kształtowania przekazu historycznego w imię interesów wielkich pozapolskich mocodawców. Tym bardziej więc historycy baczyć powinni, aby nie przekroczyć granic służalstwa, upodlenia i zaprzeczenia interesom społeczeństwa, któremu mają służyć. Zatem zwoływany obecnie kongres, mimo pozorów absurdalności przyświecających mu haseł, stanowić powinien dla rzetelnych historyków swoisty dzwonek alarmowy patriotycznej i obywatelskiej wrażliwości.

Pomysł kongresu nie może dziwić, jeżeli zwróci się uwagę na nazwiska pomysłodawców czy zaproszonych gości, jakie organizatorzy względnie dziennikarze relacjonujący przygotowanie do kongresu wymieniają jako sztandarowe dla koncepcji. To głównie przedstawiciele, bądź ich protagoniści, ewentualnie wręcz wychowankowie,  dawno i słusznie zapomnianych instytucji nie tyle nauk historycznych, co politologicznych, takich jak m.in. Akademia Nauk Społecznych przy KC PZPR, Wojskowa Akademia Polityczna im. Feliksa Dzierżyńskiego, Wojskowy Instytut Historyczny im. Wandy Wasilewskiej czy Akademia Spraw Wewnętrznych im. F. Dzierżyńskiego, kuźnia kadr Służby Bezpieczeństwa PRL. Okazuje się, że grono tuzów tych „uczelni” oraz ich wychowankowie postanowili przypomnieć o sobie w dawnym i właściwym sobie stylu. Dołączyło do nich kilku, i nie zawsze najpowszechniej znanych, za to niewątpliwie żądnych rozgłosu ludzi zajmujących się wprawdzie historią, ale łaknących sławy na polu polityki. Reprezentują bardzo często instytuty czy wydziały uczelni, będące przez wiele lat matecznikami i skansenami komunistycznej wizji przeszłości (polskiej lub powszechnej) ze szkodą dla nauki. Ubolewać tylko można, że w pomysł dało się wmanipulować kilku historyków znanych, a nie kojarzonych wcześniej z tak wyrażonymi wprost działaniami politycznymi w oparciu o naukę historyczną. Na szczęście tylko kilku, ale jednak szkoda ich dorobku i pozycji.

I tak narodził się kongres, który podobno ma się przeciwstawić „instrumentalizacji i banalizacji historii”. Już tylko to zacytowane sformułowanie pokazuje sprzeczność i wręcz fałsz kongresowych założeń i manipulatorską obłudę pomysłodawców. Piszą oni w swoim liście do zaproszonych a bliskich sobie ideowo wybrańców, upublicznionym przez media, że obecnie „Historia zastąpiła nauki polityczne i filozofię, wcześniej wykorzystywane do tych celów – stałą się ideologią.” Piszą to w sytuacji, gdy właśnie obecnie historia nareszcie stała się nauką wolną od ideologicznych nacisków, a co najwyżej skażoną nawykami części badaczy, wyniesionymi z epoki PRL, autocenzurą względnie chęcią przypodobania się głównemu nurtowi mediów, który pomocny jest w rozsławieniu nazwiska głoszącego „słuszne” poglądy.

Historia jest jedna – to zrąb faktów i łańcuch przyczynowo-skutkowy, który je szereguje. Można dyskutować o pełnoprawności różnych narracji, o odmiennym doświadczeniu historycznym różnych osób i środowisk. Nie ma jednak innej historii prawicy czy lewicy, a co najwyżej odmienności losów poszczególnych ich przedstawicieli czy reprezentantów na skutek tych samych okoliczności i wydarzeń. Zadaniem historyka jest badanie, opis i próba interpretacji tych wydarzeń, a nie naginanie ich i ich ocen do potrzeb politycznych zleceniodawców. Jak jednak widać, nie wszyscy o tym chcą pamiętać.

Zdecydowanie nie chcą pamiętać o tym organizatorzy kongresu, którzy wpisują się w ten sposób w nurt zapoczątkowany niedawno przez polskich sędziów. Ci ostatni zamiast skupić się na właściwym stosowaniu prawa, postanowili „twórczo” prawo interpretować w imię interesów środowisk politycznych wrogich polskiej demokracji i w imię interesów własnej kasty. Czy organizatorzy tzw. kongresu historyków dziejów najnowszych pragną iść w ich ślady i w imię tych samych dokładnie interesów tworzyć kastę „lepszych i światłych” historyków, trzymających sojusz z właściwymi i jedynie słusznymi środowiskami? Niech zatem nie zapominają, że kongres sędziów był polityczną klapą, i stał się powodem do pośmiewiska z sędziowskich aspiracji politycznych czy ideologicznych. Czy polityczne zaangażowanie przekształciło tych historyków w histeryków? Niech, póki jeszcze nie jest za późno, zastanowią się nad dobrem nauki historycznej oraz środowiska naukowego, które swoim pomysłem deprecjonują i kompromitują. Dyskusja jest potrzebna, bo ścieranie poglądów jest stałym i podstawowym elementem nauki. Jednak ideologiczne zacietrzewienie i polityczna kompromitacja nauce na pewno nie posłużą.

Więcej: portal Pressmania.pl

dr hab. prof. UP Kraków Józef Brynkus - wykładowca akademicki, poseł VIII kadencji Sejmu RP Ruch Kukiz'15, wybrany z okręgu nr 12 (Małopolska zachodnia). Mój fanpage na FB: https://www.facebook.com/brynkusjozef/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura